Jesienny lipień

Jesienny lipień - 1

Jeszcze ziemia nie ostygła, a ptaki wciąż śpiewają,
Jeszcze liście trzymają się mocno gałęzi,
A już mgły poranne światu oznajmiają,
Nadejście swej kochanki – kolorowej Jesieni.

 

Tak… Za oknami świat stał się bardziej kolorowy. Wieczorami jacyś skłonniejsi jesteśmy do rozmyślań. Bez pudła idzie jesień. Pstrągowe
streamery wysuszone czekają w pudełkach na kolejny sezon. Szybko tonący sznur, zdjęty z kołowrotka – ma chwilę wolnego. Myliłby się jednak ten, kto sądzi, że jesień to dla muszkarza okres konserwacji sprzętu, uzupełniania much, wspominania sukcesów i porażek minionego sezonu. Matka natura zadbała o nas dając nam lipienia. Choć jest to ryba odsuwana na dalszy plan w hierarchii szlachetności poławianych na muchę gatunków, nie należy o niej zapominać. Potrafi dostarczyć równie mocnych wrażeń co pstrąg, a właśnie jesień to najlepszy okres połowu tej ryby.
Jesień dla mnie, to przede wszystkim sucha mucha. Metoda ta wręcz wymusza na nas stosowanie znacznie delikatniejszych wędek niż np. nimfa czy streamer. Dużo ruchu wędką przy ciągłych wymachach, związanych z suszeniem suchej muchy, daje się mocno we znaki. Jeśli jeszcze nie posiadacie wędki, a macie zamiar ją kupić, weźcie to pod uwagę. W zupełności wystarczy kij o długości do 2,4 przeznaczony do linki 4 lub 5. Kij nie powinien być zbyt szybki, dzięki czemu będziemy tracili znacznie mniej much. Dlaczego? Już tłumaczę. Szybką wędką łatwiej jest “strzelić z bata”. Przy stosowaniu cienkich żyłek, praktycznie każde takie niekontrolowane strzelenie kończy się utratą muszki. Kluskowata akcja wybacza zbyt gwałtowne ruch i oszczędza nasze muchy. Co prawda trudniej się taką wędką rzuca, ale za to precyzyjniej. Ma to ogromne znaczenie, ponieważ jesienny lipień jest bardzo wybredny i często nie podnosi się do źle podanej muchy. Osobiście odradzam stosowanie zbyt delikatnych wędek. Kije do sznura klasy 1- 2 są stworzone dla prawdziwych fanatyków. Wystarczy delikatny wiatr aby skutecznie uprzykrzyć nam łowienie taką wędką.
Jeśli jednak już jesteście w posiadaniu kija muchowego i w żaden sposób nie odpowiada on podanym kryteriom w ogóle się nie martwcie. Ryby łowi wędkarz, a nie wędka.
Oprócz kija, oczywiście potrzebna nam będzie pływająca linka. Bez tego elementu, łowienie ryb na suchą muchę zaczyna być dość uciążliwe. Nawet dobrze pływająca mucha nie bardzo chce utrzymywać się na powierzchni, kiedy przywiąże się do niej kilkadziesiąt gram tonącego sznura. Linka może być zarówno DT jak i WF. WF-ka dalej lata i lepiej się sprawuje podczas wiatru, ale za to rzuca się nią mniej zgrabnie. DT jest bardziej precyzyjna i taka elegancka przy rzucaniu. Osobiście do połowu na suchą muchę preferuję linki DT.
O przyponach można by napisać osobny artykuł. Hmm… to jest myśl. Coraz częściej spotykamy w sklepach gotowe koniczne przypony pływające. To bardzo dobre rozwiązanie. Jeśli jednak ktoś chciałby zrobić sobie przypon samemu, to powinien pamiętać o kilku zasadach.

Średnica żyłki nie powinna zmniejszać się na kolejnych odcinkach więcej niż o 0,04-0,05 mm, a każdy coraz cieńszy odcinek powinien być dłuższy od poprzedniego. Możecie się spytać po co tyle ceregieli. W odpowiedzi przytoczę dowcip. Czy wiecie po co słoń ma trąbę? – po to by się tak gwałtownie nie zaczynał. Z przyponem jest podobnie. Zbyt duża różnica średnicy pomiędzy grubym sznurem i cienką żyłką powoduje nierównomierny rozkład energii podczas rzutu i charakterystyczne zwijanie się przyponu na końcu sznura przy kładzeniu go na wodę. Dobrze dobrana zbieżność elegancko wyprostuje przypon i podamy muchę dokładnie tam gdzie chcemy. Jeśli chodzi o grubości stosowanych żyłek, to szczerze polecam zaopatrzenie się w tak abstrakcyjne średnice jak 0,10 mm czy nawet 0,08. Jesienią rzeki z reguły niosą bardzo czystą i na dodatek niską wodę. Nie namawiam, aby od razu zaczynać od takich ekstremów. Na początek 0,12 w zupełności wystarczy. Jeśli jednak znajdziemy zbierającego kardynała, który notorycznie będzie omijał nasze muszki, warto mu je zaprezentować na cieńszej żyłce. Czasem wyniki takiej zmiany mile nas zaskoczą.
Dobrze. Mamy już wędkę linkę i przypon. O kołowrotku celowo nie piszę, bo nie ma o czym. W naszych warunkach kołowrotek to praktycznie tylko magazyn sznura. Nadaje się właściwie każdy, a jedynym kryterium powinno być dobre wyważenie wędki. Pozostał nam zatem ostatni element zestawu – mucha.
Jak już wspomniałem jesienią preferuję suchą muchę. Oczywiście nie zawsze lipień będzie ochoczy do zbierania muszek z powierzchni. Zdarzyć się może, że skuteczniejsza będzie mokra mucha lub nawet nimfa. Jednak to sucha mucha jest najbardziej widowiskową odmianą wędkarstwa muchowego. Wyobraźcie sobie taką scenerię. Szeroka ale płytka rzeka. Stoicie na środku nurtu, wody akuratnie tuż nad kolana. Wzdłuż brzegu ciągnie się na wzgórzu las, który przyprawia nas barwami o lekki zawrót głowy. Ciepłe jesienne kolory wspaniale współgrają z popołudniowym słońcem. Tuż poniżej nas woda z delikatnym szmerem przelewa się między kamieniami, a przed nami spokojna tafla końcówki płani. Spokojna…? Nie do końca. Co chwila powierzchnię wody burzą równomiernie rozchodzące się kręgi. Sprawca całego zamieszania – lipień widoczny jest jak na dłoni. Stoi za niewielkim kamieniem i zbiera niesione przez prąd muszki. Teraz rzut. Załóżmy, że to właśnie ten, który udał nam się najlepiej. Mucha pięknie napływa nad rybę, a ona? Ostrożnie, nie śpiesząc się odrywa od dna i zmierza ku powierzchni zdjąć z niej naszą muchę. Naprawdę, słowa nie potrafią tego oddać, ale nie ma nic piękniejszego w wędkarstwie muchowym od tej drogi lipienia do powierzchni. Potrafi to robić w różny sposób. Zwyczajnie podejść, zebrać muchę. Wywinąć coś w rodzaju salta podczas zbiórki, a kiedyś zdarzyło mi się, że takie salto wykonał przy podejściu dwukrotnie… żaden pstrąg tego nie potrafi. Trochę się rozmarzyłem. przepraszam.

Wracamy zatem do much. Jeśli sucha to najlepiej CDC zwana także “kaczą dupą”. Piórka, z niechlubnej części kaczki, mają niesamowitą pływalność. Muchy wykonane z nich praktycznie nie toną, a na dodatek bardzo przypadają do gustu rybom. Należy zawsze mieć kilka rozmiarów od najmniejszych, wiązanych na haczyku nr 20-22 po całkiem spore wiązane na hakach 14-12.Osobiście preferuję kolory naturalne, czyli różne odcienie brązu. Same wzory much możecie znaleźć w różnych katalogach, a także w Internecie. Wspomnę tylko, że czasem, kiedy wydaje nam się, że lipienie zbierają jakiś drobiazg, a nie chcą tknąć naszej malutkiej muchy, warto założyć sporą muszkę dla odmiany. To często prowokuje takiego niejadka i już jest nasz. Pamiętajcie też, że nie ma muchy uniwersalnej. Jeśli zawodzą mnie moje CDC wyciągam z pudełka tajną broń. Jest to chruścik wiązany na haku nr 16 ze skrzydełkami z kaczki, brązowym tułowiem i delikatną jeżynką. Nie raz pomagał mi przechytrzyć lipienia.
Skoro już wiemy co i jak ze sprzętem, poszukajmy ryb. Jesienią woda w rzece jest już chłodniejsza przez co jest lepiej natleniona. Lipień ucieka z szybkich szypotów, na których lubi się ustawić latem. Wybiera wodę spokojniejszą, ale płynącą. Rynny, czasem niewiele głębsze od pozostałej wody, odcinki, gdzie pozostały resztki roślinności no i oczywiście końcówki płani. Z reguły łatwo go namierzyć gdy zbiera muszki z powierzchni. Przy dobrej pogodzie potrafi robić to przez cały dzień. Nie musimy zatem zrywać się wcześnie rano z łóżek. Długi spokojny sen i przed południem nad wodę. Dopóki słońce stoi wysoko na niebie, ryba będzie żerowała. Zapadający zmierzch i spadek temperatury przegoni z łowiska i ryby i nas.
Na koniec kilka porad. Lipień potrafi być bardzo chimeryczny. Czasem kolejne zmiany much, żyłek i tym podobne nie przynoszą rezultatu. Jeśli według nas jest to ryba warta zachodu, można nad nią popracować. Na przykład podtopić suchą muchę. Pozwolić płynąć jej tuż pod powierzchnią. Nie zobaczymy wtedy wyraźnej zbiórki, ale błysk ryby, delikatne poruszenie na powierzchni, a widząc rybę po prostu jej wyjście. Czasem jeśli to możliwe warto się przemieścić i zaprezentować muchę lipieniowi od drugiej strony. Niby mały szczegół, ale ma naprawdę duże znaczenie.
Kolejnym błędem, często popełnianym przez wędkarzy jest zbyt krótka prezentacja muchy. Lipień musi mieć czas, aby przynętę dojrzeć i do niej podpłynąć. Czasem żeby rybę sprowokować do brania, wystarczy położyć muchę pół metra wcześniej na wodę. Pamiętajmy też, że z punktu widzenia wędkarza wszystko wygląda trochę inaczej. Wydaje nam się, że muszka spływa dokładnie nad stanowiskiem ryby, a tu się nagle okazuje, że tylko nam się tak wydaje. Woda zmienia odległości, wypacza kąty. Czym głębsza tym bardziej. Przy wybrednym lipieniu 50 cm w tę albo w tę stronę ma znaczenie. Kładąc muchę na 15 metrach łatwo się pomylić. Warto więc długo prezentować muchę i z premedytacją robić to raz troszkę bliżej, raz troszkę dalej. Ryba nie wielbłąd i wziąć musi… hmmm trochę to chyba było inaczej, ale wiadomo o co chodzi.
To by było na tyle. Jesień nie trwa długo. Październik, potem listopad i pierwsze śniegi. Warto choć część tego krótkiego okresu spędzić z muchówką nad lipieniową wodą. Niezapomniane widoki z nad i pod wody pomogą nam dotrwać do kolejnego doskonałego sezonu lipieniowego… – zimy. Ale to już zupełnie inna bajka. Zatem do zobaczenia nad wodą.

Grześ Łącki

Say Something